Oranżada w szklanej butelce to dla mnie wspomnienie dzieciństwa. Pamiętam jak dziś jak w ciepłe, słoneczne lato, biegając z moim bratem po podwórku zaglądaliśmy do cioci mieszkającej po sąsiedzku i smakowaliśmy ten gazowany napój. Ciocia pracowała wówczas w rozlewni napojów, która była jednym z większym zakładów produkcyjnych w naszym regionie. Pamiętam, że zawsze w kuchni, w dolnej szafce ustawionym było dość sporo butelek tego napoju. Nie była schłodzona, nie było wtedy mody na schłodzone napoje ale pomimo to i tak była pyszna. Szklana niewielka butelka, z kolorową nalepką i złotym kapslem. Po otwarciu charakterystyczny smak. Smak dzieciństwa.
Oranżada w szklanej butelce to dla mnie wspomnienie dzieciństwa… My jednak nie piliśmy jej w klasyczny sposób. Ciocia w metalowym kapslu robiła nam niewielką dziurkę za pomogą tajemniczego narzędzia i przez tą właśnie dziurkę sączyliśmy ten napój. Ciężko nam było usiedzieć na miejscu, dlatego to rozwiązanie doskonale sprawdzało się, przynajmniej nie było strat w zalanych ubraniach, podłodze, czy też utracie tego napoju gdyby jego większość wylądowała na podłodze.Ten smak zawsze będzie kojarzył mi się z dzieciństwem, chociaż teraz trudno go odtworzyć. Na rynku swego czasu pojawiła się podobna oranżada biała czy bardziej luksusowa oranżada czerwona, ale jednak to nie jest to samo.
Pamiętam, również że sama butelka po oranżadzie miała wiele zastosowań podczas naszych letnich zabaw na podwórku. Jedno z nich źle się dla mnie skończyło, może przez nieuwagę, zbytni pośpiech lub zwyczajnie przez to że byłam dzieckiem. Zakończyło się założeniem kilku szwów na ręce, między palcami.
Swoją drogą to były piękne czasy, kiedy dzieci beztrosko mogły w lato biegać po podwórku, bez strachu, że w okolicy krąży jakiś zły człowiek, który mógłby je zabrać. Co prawda nie wychodziliśmy nigdy poza bramę, ale do zabawy mieliśmy jakieś dwa tysiące metrów działki, po których urządzaliśmy różne harce. Rodzice kontrolowali nas oczywiści, ale nie była to opieka w stylu niespuszczania z dziecka oka. Mama pracowała w domu co jakiś czas wyglądała przez okno bądź zawołała nam aby nas skontrolować. W dzisiejszych czasach nie wyobrażam sobie obdarzyć dzieci tak dużym zaufaniem, aby bez ciągłego nadzoru dorosłych mogło swobodnie biegać i bawić się przed domem. Bałabym się, że mogą sobie coś złego zrobić. Ale nasi rodzicie pewnie też mieli takie obawy, ale takie to były czasy, że dzieci w ten sposób się bawiły i pozwalano im na to. Z drugiej strony nie było tak wielu pokus, która zatrzymały by dzieci w domu.
Co najwyżej kilka bajek w telewizji zazwyczaj wieczorem w formie wieczorynki. A teraz dzieci od najmłodszych lat wolą spędzać czas przed telewizorem, komputerem czy też z telefonem w ręku. Trzeba włożyć w to dużo uwagi i poświęcić dziecku sporo czasu aby w ten sposób nie przesiadywało. Nie służy mu to w żaden sposób. Rodzice powinni kontrolować, chociaż dopóki mogą to ile dziecko spędza czasu korzystając z ogólnodostępnej elektroniki. Dziecko powinno mieć odpowiednio dużo ruchu, aby w dobrym zdrowiu się rozwijać.